Barbra Streisand- My Man
Patrzyłam jak wsiadałeś do czarnego, zatłoczonego autobusu.
Jeszcze odwróciłeś się by posłać mi
ostatniego całusa, a potem zniknąłeś wśród tłumu pasażerów.
Otworzyłam drzwi od pustego mieszkania. Przedpokój przywitał mnie rażącą bielą. Nie miałam nawet siły by zdjąć płaszcz. Miałeś przyjechać wczoraj, ale Cię nie ma. Nie zadzwoniłeś, nie napisałeś. Większość kobiet wpadłaby w panikę i zaczęła wertować książkę telefoniczną, w poszukiwaniu numerów wszystkich szpitali na świecie. Ale nie ja. Ja byłam przyzwyczajona. Zdarzało Ci się zapomnieć o rzeczy tak prozaicznej, jak data lub godzina Twojego powrotu. Nie było to niczym zaskakującym. Pamięć nigdy nie była Twoją najmocniejszą stroną…
_______________________________________________________________
Po trzech dniach przypomniałeś sobie o mnie. Wysłałeś
krótkiego esemesa, o dość zwięzłej treści:
„Czwartek, 16.30”
Czwartek… To już dziś. Wzięłam dużą, skórzaną torbę i
wyszłam, zamykając Nasz dom na cztery spusty. Znowu spóźniłam się. Miałam
cholernie duże szczęście, że szef mnie lubi, bo dawno bym już wyleciała.
-Hana!- usłyszałam za plecami. Odwróciłam się i ujrzałam moją
koleżankę z zespołu projektowego- Zuzę.- Boże, dziewczyno! Gdzieś ty się
szlajała? –zapytała z wyrzutem, wskazując podbródkiem na moje pofalowane włosy.
-Pada dziś. Wiesz co się z nimi dzieje gdy jest wilgotno.-
Zuza skrzywiła się i pokręciła karcąco głową.
-Mniejsza o to. Masz projekt tego hotelu z Poznania? Łukasz
szaleje, bo Cetnerka zaraz przychodzi, a nic nie jest gotowe.
-Spokojnie, mam wszystko. Wystarczy tylko wydrukować i
poskładać.
-Tylko? Dobrze wiesz ile z tym się schodzi…
-Oj, Zuzka, daj spokój. Jak się weźmiemy to zrobimy to w góra
dwie godziny.
-My? A od czego jest praktykant?! – przewróciłam oczami i
zostawiłam koleżankę za szklanymi drzwiami gabinetu naszego przełożonego.
-Tak?- zapytał Łukasz, nie unosząc wzroku znad dokumentów.
-Hej, mam prośbę. – podniósł głowę i zaszczycił mnie
przelotnym spojrzeniem.
-Mhmm…- wymruczał wracając do wertowania tysiąca białych
kartek.
-Mogę dziś wyjść trochę wcześniej?
-Tak, tak, pewnie. Nie widziałaś może pendrive’a z
dokumentacją od prezesa? Chyba gdzieś go zgubiłem… - podniosłam urządzenie
leżące pod krzesłem dla gości i podałam je Łukaszowi.
-Dzięki Hana. Jesteś aniołem.- posłałam mu blady uśmiech i
opuściłam pokój.
_______________________________________________________________
Biuro opuściłam przed czwartą. Wyjątkowo Bełchatów zrobił mi
przysługę i po drodze od domu nie utknęłam w żadnym korku. Wysiadłam z mojej
malutkiej Toyoty i stanęłam przed starą kamienicą. Zadarłam głowę do góry i
spojrzałam w okna na drugim piętrze. Krwistoczerwone rolety zakrywały je w
całości. Mieszkanie dostałam od Ciebie.
To było tak dawno temu… Kiedyś, kiedy jeszcze nic tak naprawdę nas nie łączyło.
Żadnych zobowiązań. Żadnych emocji. Tylko przyjemność płynąca ze wspólnie
spędzanego czasu. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tych chwil. Owinęłam się mocniej
płaszczem i weszłam po stromych schodkach.
Dokładnie w momencie, w którym długa wskazówka dotarła do
cyferki sześć, w korytarzu rozległo się miarowe pukanie. Rozpromieniona
podbiegłam do drzwi i otworzyłam je na oścież. Na moim progu stał wysoki,
szczupły, modnie ubrany brunet. To nie byłeś Ty.
-Tak?- spytałam z nutą zawodu w głosie.
-Zgubiła pani apaszkę.- Mężczyzna uniósł dłoń i podał mi
jasnoniebieski skrawek materiału.
- Dziękuję.- wyszeptałam zamykając mu drzwi przed samym
nosem.
_______________________________________________________________
Czekałam na Ciebie przez kolejne minuty, godziny i dni… Po
miesiącu dotarło do mojego serca, że mnie opuściłeś. Z resztą nie tylko mnie.
Kilkanaście dni po twoim wyjeździe w Bełchatowskich mediach zawrzało. Mimo
faktu, iż wszyscy doskonale wiedzieli, że świetny, młody i dobrze zapowiadający
się zawodnik, nie będzie wiecznie tkwił w jednym klubie, każdy z osobna uparcie
udawał zaskoczonego. Włącznie ze mną. A może wcale nie udawałam? Może wcale nie
spodziewałam się że wpiszesz mnie na karty swojej historii tak nagle i
niespodziewanie? Może po prostu nie dopuszczałam do siebie myśli, że któregoś dnia
zostanę zupełnie sama… Bez żadnej przyjaznej mi osoby w pobliżu.
Mimo tego, iż samo patrzenie na Twoją osobę przyprawiało mnie
o ostry ból, rozlewający się po całej klatce piersiowej, zawzięcie oglądałam
wszystkie Twoje mecze. Zamiast kibicować
mojej drużynie, wolałam wspierać Twoją.
Zamartwiałam się za każdym razem, kiedy dochodziły mnie słuchy, że dostałeś
kontuzji, nadciągnąłeś mięsień, czy chociażby tylko się przeziębiłeś. Zawzięcie
wysyłałam Ci esemesy, w których
przesyłałam życzenia, pozdrowienia i wszystkie żale. Na żaden z nich nigdy nie
odpowiedziałeś, ale byłam pewna ze zawsze je czytałeś. Po prostu to czułam.
Pewnego zimowego
wieczoru, przeglądając Internet, natrafiłam na wiadomość o Twoich zaręczynach.
Nie płakałam. Po bladym policzku nie spłynęła mi nawet jedna łza. Taka już
byłam, chowałam wszystkie emocje w środku. Nigdy nie potrafiłam należycie
okazać ani radości, ani rozpaczy. Byłam obojętna i wycofana. Dotknęłam
opuszkiem płaskiego ekranu laptopa. Zatrzymałam się na twoich gęstych,
kręconych włosach. Zawsze gdy byłeś zły albo zestresowany przeczesywałeś je
swoimi smukłymi palcami. To właśnie te włosy sprawiły, że się w tobie
zakochałam. Były inne, oryginalne. Zupełnie jak ja. Przeniosłam wzrok na stojącą
obok ciebie roześmianą kobietę. Miała długie, proste czarne włosy, pełne usta,
malutki nosek i wielkie, czekoladowe oczy, otoczone milionem wytuszowanych
rzęs. Była zupełnym przeciwieństwem mnie. Znałam ją od kilku lat. Nawet się
przyjaźniłyśmy. Odwiedzała cię mniej więcej raz na miesiąc. Andrijana, bo tak na imię miała twoja ukochana,
była osobą miłą i ciepłą. Mimo faktu, iż naprawdę ją lubiłam, nie było dla mnie
problemem spojrzeć w jej oczy, ze świadomością że sypiam z Tobą. Poczucie winy
nigdy nie leżało w mojej naturze i w momencie, w którym normalni ludzie
zadręczali się wyrzutami sumienia, ja byłam niewzruszona. Czasami miałam
wrażenie, że byłam w stanie zrobić dla ciebie wszystko, nawet umrzeć. Masz
rację, nie posłuchałam Cię. Prosiłeś mnie, wręcz błagałeś, bym nie angażowała
się w naszą relację. A ja na przekór Tobie i własnemu rozsądkowi i tak to
zrobiłam. Pokochałam Cię, tak jak nikogo wcześniej. Całym sercem. Całym ciałem.
Pasowaliśmy do siebie jak puzzle. Gdy leżeliśmy na łóżku moja głowa idealnie
pasowała do Twojego torsu, a kiedy mnie całowałeś nasze zęby ani razu o siebie
nie zahaczyły. W moim mniemaniu byliśmy dla siebie stworzeni. Szkoda, że nie w
Twoim…
_______________________________________________________________
Minął
dokładnie rok od kiedy wyjechałeś z Polski. Majowe słońce grzało wystarczająco
mocno, by zaróżowić moje blade policzki. Uniosłam głowę ku gwieździe i
przymknęłam powieki. Długimi ramionami oplotłam swoje smukłe ciało. Czarna
sukienka sprawiała, że było mi gorąco i duszno. A może to nie ona? Może to, to uczucie
gnieżdżące się w mojej klatce piersiowej? Przysłoniłam podpuchnięte oczy czarnymi, markowymi
okularami i stukając wysokimi szpilkami o szare płyty chodnikowe, ruszyłam
przed siebie. Serbskie ulice były tak równe, że spokojnie mogłam iść z zamkniętymi
oczami. Przystanęłam przed wielką czarną bramą cmentarza. Wysoki łuk, utworzony
z jakiegoś metalu, zamiast zapraszać, odstraszał. Ale czy w gruncie rzeczy nie
taka była jego rola? By zapewnić zmarłym spokój po śmierci? Uwolnić ich od
tego, co musieli znosić na Ziemi? Ty się nigdy ode mnie nie uwolnisz. Nawet po
śmierci. Przeszłam wąską alejką między nagrobkami i pod wiekowym dębem
znalazłam Ciebie. Podeszłam i podałam Ci czerwoną różę, zakupioną po drodze.
Nie wiem czy ją przyjąłeś. Może i była tylko jednym z wielu kwiatów złożonych
Ci w hołdzie, ale mimo tego wyróżniała się . Bo była ode mnie. Od osoby, która
kochała cię miłością czystą i bezwarunkową. Dotknęłam opuszkami palców zimnego
marmuru i przejechałam po literach w nich wyrytych.
„Aleksandar
Atansijević. Syn, mąż i przyjaciel. Niech spoczywa w pokoju.”
Żadne
z tych powtarzających się na każdym grobie, słów nie opisywało Cię choćby w najmniejszym procencie.
To były tylko nic nie znaczące frazesy. Bo byłeś kimś więcej niż tylko „synem,
mężem i przyjacielem”. A przynajmniej dla mnie. Twój pogrzeb odbył się wczoraj,
ale mnie tam było. Mimo wielu usilnych prób Andrijany, nie dałam się przekonać
by się na mim pojawić. Nie mogłabym. Był taki… publiczny. Wśród Twojej rodziny,
przyjaciół i kibiców nie czułabym się dobrze. Nie było to wywołane moim
strachem przed stawieniem czoła wszystkim ludziom, których okłamaliśmy, ale
przed utraceniem kontaktu z Tobą. Nasza relacja była dużo bardziej prywatna.
Intymna. Może nawet trochę za bardzo. Ale kogo w ogóle to teraz obchodzi? Może i cały świat myślał, że
należałeś do Niej, swojej żony, ale ja wiem jak było naprawdę. Byłeś i zawsze
będziesz tylko mój. Ty też to wiedziałeś. Mimo tego, że nigdy się nie
przyznałeś.